Tytul posta wydaje sie byc prowokacyjny, ale to dobrze, bo w pewnym sensie oddaje groteskowosc ostatniej produkcji Mendesa. Jakim cudem "Jutro nie umiera nigdy" jest filmem bardziej dynamicznym i energetycznym od "Spectre" tego po prostu nie wiem! Film z Brosnanem liczy sobie blisko 20 lat i pomimo bondowskich absurdow wciaz oglada sie przyzwoicie. Przez blisko 2 godziny nie nudzilem sie specjalnie, a na patrzydle Mendesa po godzinie ledwo moglem wysiedziec w kinie. 0 intensywnosci! A dziewczyny Bonda? Taka Hatcher czy nawet Yeoh sporo lepiej wypadaja niz ta blondwlosa Francuzka Seydoux! Tej ostatniej zupelnie brakuje tego "czegos".
Nie bede oceniac obu "Bondow" pod katem poziomu humoru, bo z zalozenia filmy z Craigiem sa bardziej realistyczne, powazniejsze.Ktos trafnie okreslil, ze po seansie filmow z Craigiem w roli glownej pamieta sie jego, a nie scenariusz ani nawet konkretne sceny. To chyba tyle w temacie.