Bond jak Bond, ale lepszy niż GoldenEye. Kto lubi gatunek, nie zawiedzie się, bo schemat zachowano i wysiłek intelektualny ogranicza się do przypominania sobie, z jakich to starszych Bondów znamy serwowane nam właśnie rozwiązania. Moje ulubione sceny to pościg za srebrnym BMW 7 w piętrowym parkingu i spotkanie z zawodowym oprawcą z niemeckim akcentem. Z sympatii dam 007 punktów.
[styczeń 1998, Łódź]